Cierpienie poświęcenie i krzyż
"Dlaczego ten krzyż? Dlaczego właśnie ja? Dlaczego to mnie Bóg tak doświadcza? Nie chcę, nie dam rady... " - krzyczy dusza w pierwszym odruchu na ból, cierpienie. Na każdy krzyż. A może nim być nie tylko choroba, kalectwo, śmierć bliskiej osoby, ale ograniczenia intelektualne, psychiczne bądź fizyczne, nałogi, brak zdolności, niepowodzenia zawodowe... Krzyżem mogą być ludzie, z którymi przyszło nam żyć, a którzy boleśnie nas ranią i krzyżem może być brak ludzi, czyli samotność... Człowiek odruchowo chciałby uciec przed bólem, cierpienie, bo borykanie się z nim wymaga ogromnego wysiłku i cierpliwości. Najłatwiej byłoby zrzucić ten ciężar z siebie, przerzucić na kogoś innego, winą za nieszczęścia obarczyć Boga, zbuntować się przeciw krzyżowi.
Chrześcijaństwo nie istnieje bez krzyża. W jakiś tajemniczy, boski sposób to, co przygniata i powala, to, co trudne i wymagające zostało wyniesione ponad beztroskie i łatwe życie. By zyskać, trzeba stracić. By zyskać szczęście, ostateczne spełnienie trzeba przejść krzyżową drogę.
Autentyczny chrześcijanin nie może udawać, że nie słyszał wymownych słów "Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien". Z czym, jeśli nie z własnym krzyżem można podążać za Mistrzem? Co można dać w zamian Temu, który poniósł krzyż najcięższy? Przyszedł na świat, by przynieść ludziom wyzwolenie, a przeżywał niezrozumienie, odrzucenie, zdradę, opuszczenie, tortury i śmierć z ich rąk. Największym dźwiganym ciężarem, którego nie porzucił, był grzech świata, ukrzyżowany z Nim na Golgocie. Boży Syn, ale bez taryfy ulgowej. Nie było Mu łatwiej w swej boskości. I On przeżywał lęk, trwogę konania, w Ogrójcu modlił się przecież do Ojca: "Jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich"... Dlatego rozumie nasz lęk przed krzyżem, nasze zmagania ze sobą. Ale ukazuje nam coś więcej. Postawę bezgranicznego zawierzenia siebie Ojcu, poddania się Jego woli, streszczoną w słowach "Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie". To najwłaściwsza postawa chrześcijanina wobec krzyża. Twój własny krzyż jest nieporównywalny z innymi, nie szacuj więc, który cięższy. Tylko ten jest twój i tylko ty możesz go unieść. Z innym nie dałbyś sobie z pewnością rady. Ten jest na miarę twoich możliwości, możesz mu podołać. Pod jednym warunkiem. Jeśli przyjmiesz go jako swój i złączysz z krzyżem Chrystusa. Nie odrzucaj go, bo bez niego sam siebie pozbawisz współuczestnictwa w zwycięstwie Zmartwychwstałego.
Przyjmując krzyż bez buntu, zdając się na Boga, człowiek nadaje swemu życiu i cierpieniu sens. I choć krzyż nie zniknie, może nawet nie zmaleje, zmieni się nasze nań spojrzenie. Zrozumiemy jego tajemniczą - niedostrzegalną dotąd - wartość i zaznamy Jego siły.
Dlaczego krzyż? A dlaczego my - słabi w wierze chrześcijanie - mielibyśmy spodziewać się czegoś lepszego od tego, co spotkało samego Boga, którego jesteśmy wyznawcami? Może więc stosowniej byłoby prosić Go, nie tyle o to, by zdjął z nas nasze krzyże, ale by dodał sił, by je unieść...
Poniżej kilka linków dotyczących naukowego podejścia do męki Jezusa
Link do naukowego artykułu
http://opoka.tv/dodane/185-caun-7-tajemnic.html
Ten sam artykuł w częściach
http://www.youtube.com/watch?v=51xBSATvgRU
Miłego słuchania :)